O MNIE
Cześć! Nazywam się Monika
Jestem miłośniczką amerykańskiej natury, a podróżować uwielbiam od zawsze. Jest zbyt wiele pięknych miejsc na świecie, by ich nie zobaczyć. Gromadzę wyjątkowe chwile w myśl zasady, że żałować będę tylko tego, czego nie zrobiłam.
USA
Od zawsze powtarzałam, że chciałabym tam zamieszkać. Gdy po latach okazało się, że mamy nawet jakąś rodzinę za oceanem, poczułam się co najmniej oszukana. A już na pewno rodzice zmarnowali mi życie, pytając o zdanie w kwestii dalszej edukacji. Trzeba było po prostu mnie tam wysłać do szkoły! Ale z tego zdałam sobie sprawę dopiero jak przestałam być nastolatką:)
W 2010 roku pierwszy raz postawiłam stopę na ruchliwej, nowojorskiej ulicy i przekonałam się co oznacza, że to miasto nigdy nie śpi. Dla mnie jest Nowy Jork i reszta Ameryki. Odrębny byt, kwintesencja metropolii. Po prostu doskonały. Nie umiem policzyć ile razy wracałam. Zdecydowanie nigdy nie zapomnę fotowyprawy w 2012, gdy pierwszy raz stanęłam za obiektywem i najdłuższego, bo aż 3 miesięcznego, pobytu w roku 2013. Praca w polskim konsulacie była hmm miejscem, gdzie codziennie mogłam się zameldować:) a bliscy mieli poczucie, że ktoś nade mną czuwa. Co to była za przygoda! Ja w Wielkim Mieście, każdego dnia przechodziłam kilkanaście ulic lub całą aleję. Na koniec pobytu był to dosłownie cały Manhattan, a będąc dokładną od 110th St do Battery, wschód i zachód. Krok za krokiem. Dopiero wracając metrem do mieszkania zdawałam sobie sprawę jak długo jadę i ile przeszłam. Widziałam wszystko, pokochałam na zawsze, nawet nieciekawe zaułki, z których zawracałam po zadaniu sobie pytania czy powinnam tu być. Baletki wylądowały w koszu ze zdartymi podeszwami. Setki zdjęć, obszerne relacje. Bo kocham też pisać.
Natura wzywa
Kiedy z miłośniczki Nowego Jorku zachłysnęłam się amerykańską przyrodą? Po pierwszej objazdówce w 2014 roku, która na swojej trasie miała Los Angeles (o magazynowej zabudowie, po którym porusza się sześciopasmową drogą, nie da rady praktycznie nic zwiedzić na piechotę i generalnie panuje lekki syf), Las Vegas, które miało być bazą wypadową nad Wielki Kanion, Kanion Antylopy i Monument Valley, ale załamała się pogoda, a ja razem z nią, a San Francisco okazało się ładne wyłącznie na zdjęciach. Zawilgocone wnętrza, wypłowiała farba na elewacjach, kosmiczne już wtedy ceny. Jedyne co mi się podobało to Golden Gate, mimo że z plaży nie miałam jak złapać taksówki i po ciemku wracałam opustoszałą ulicą, aż wkońcu ktoś się zlitował i mnie podwiózł do centrum.
Wtedy się poddałam. Szukając alternatywy w pobliżu zdecydowałam się porzucić plan zwiedzania miast i uciec do Napa Valley, Yosemite i nad jezioro Tahoe. Jaka zielona byłam! Nie zdawałam sobie sprawy co naprawdę pięknego i wyjątkowego czeka tuż obok. Jak strasznie było mi żal tego Wielkiego Kanionu i Dzikiego Zachodu!
Wyszłam za mąż, zaraz wracam
Mój były mąż przez kilka lat służbowo latał do Nowego Jorku, ale samego miasta jak i Stanów tak naprawdę nie widział. Pierwsza wspólna objazdówka była bardzo ambitna, bo z miasta hazardu dojechaliśmy aż do Mount Rushmore. Zaręczyny nad Wielkim Kanionem zdecydowanie spowodowały, że USA stały się jedynym słusznym kierunkiem. Mamy rok 2017.
Podczas kolejnej podróży, będąc akurat w Joshua Tree, o którym szczerze mówiąc wcześniej nawet nie słyszałam, zaczęłam interesować się ile parków narodowych w ogóle w Stanach jest. Zdałam sobie sprawę jak ich dużo dotychczas przegapiliśmy! A są przecież symbolem amerykańskiej natury. Ze skrajności w skrajność, jak to u mnie, postanowiłam zobaczyć je wszystkie!
Pomysł na blog
Praktyczny przewodnik po parkach narodowych USA najpierw doczekał się swojej wersji papierowej, w jednym egzemplarzu:) Był to świąteczny prezent dla mojego taty, którego za wszelką cenę chciałam wysłać w podróż po najpiękniejszych zakątkach Ameryki.
Tym sposobem materiał o obowiązkowych atrakcjach był gotowy. A czemu nie napisać o pozostałych, które widziałam? Nie ubrać w formę porad, przedstawić ze swojej perspektywy, podzielić się popełnionymi błędami? Tego sama zawsze szukam przygotowując się do kolejnej amerykańskiej wyprawy.
Tak narodził się pomysł na blog, będący równocześnie zapisem mojego projektu odwiedzenia wszystkich 63 parków narodowych.
Pandemia i reset
Zamknięcie granic spotkało nas w Utah. Następnego dnia zamiast zwiedzać Canyonlands jechaliśmy na lotnisko, by rządowym lotem wrócić do kraju. Parki na długo pozostały tylko marzeniem. Wygrana loteria do Wave, którą i tak udało mi się przełożyć na kolejny rok, ostatecznie przepadła. Zdobyta absolutnym cudem rezerwacja w Havasupai (jeszcze wtedy trzeba było dzwonić) została anulowana. Skupiłam się na stworzeniu nowej strony, dopieszczaniu bloga i … wywróceniu swojego życia do góry nogami.
Plany przeprowadzki do Kalifornii z już byłym mężem zamieniłam na otworzenie, wraz w moim najlepszym przyjacielem, własnej firmy. Robimy to co kochamy i mamy poczucie ogromnej satysfakcji – zakładamy ogrody! Jednak natura w jakiś sposób wróciła do mnie:) Jest 2021 rok.
4 lata zajęło mi dojrzenie, że jednak chcę do parków wrócić. Bycie sobie samym szefem i decydowanie o grafiku, do tego sezonowość w pracy – to wszystko sprzyja podróżom. Możliwe że mój wspólnik już żałuje odebrania tego jednego telefonu ode mnie, gdy zapytałam czy będzie mi towarzyszyć w kolejnej życiowej przygodzie! I tak powstał trzyletni plan na dwie objazdówki rocznie, po trzy tygodnie każda:)
Nie każdy lubi planować, ale zanim wyruszy się w drogę, czeka kilka punktów obowiązkowych...
Na zwiedzaniu ogromnych obszarów parków narodowych można spędzić całe życie. Niestety odwiedzający mają zazwyczaj dzień lub dwa dlatego warto się przygotować z wyprzedzeniem i nie tracić czasu na miejscu.